0 Members and 1 Guest are viewing this topic. Read 3858 times.
Congrats again Vinnie!Here is a link to the review (I think)... now if I could only read Polish.http://www.highfidelity.pl/artykuly/0812/red.htmlMaybe someone can pick out some comments fron the review and translate.Dave
Congrats Vinnie...another award...your "rack'in them up".... Mariusz should be able to translate what is written.... Quote from: dspringham on 25 Jan 2009, 07:00 pmCongrats again Vinnie!Here is a link to the review (I think)... now if I could only read Polish.http://www.highfidelity.pl/artykuly/0812/red.htmlMaybe someone can pick out some comments fron the review and translate.Dave
Mariusz should be able to translate what is written....
" wracam tym samym do Reimyo: po nim wszystkie inne systemy grają dla mnie nieco zbyt krzykliwie i za jasno. Pomimo tego, że już trochę czasu minęło od momentu, kiedy urządzenia ode mnie wyjechały, tak myślę i najwyraźniej nie ma to nic wspólnego z przyzwyczajeniem się do konkretnego typu dźwięku. Kiedy więc wpiąłem do systemu, w miejsce mojego Lebena RS-28CX przedwzmacniacz Isabella od razu wiedziałem, że to jest krok w dobrym kierunku. Nie znając jego ceny (symbole i ceny wciąż mi się mylą, niestety jestem w tej mierze wysoce niewiarygodny) mógłbym właściwie, w tym systemie, zamienić jeden na drugi. Nie dlatego, że nagle japoński przedwzmacniacz zgubił gdzieś swoją wartość, że jakieś zera z ceny się pomieszały, a po prostu, zestaw cech proponowany przez Isabellę do mnie w przemawia – w moim niezwykle otwartym i szybkim systemie – mocniej. Może nie jestem specjalnie dobrym handlowcem, bo jeśli chcemy coś sprzedać, to należy chwalić to pod niebiosa, a Leben jest tak czy owak do sprzedania. Chciałbym jednak, aby kiedyś urządzenie trafiło w ręce kogoś, kto doceni jego niebywałe zalety i będzie z niego zadowolony. Leben na to zasługuje. Nie znaczy to też, że od razu kupuję preamp Red Wine Audio, bo ostatecznie ma też swoje słabe strony. Moim ideałem jest CAT-777. Isabella jednak bezpośrednio doń nawiązuje. Co ciekawe, to jest dokładnie ten sam typ grania, jaki prezentował preamp Nagry PL-P, nad którym też przez jakiś czas się zastanawiałem i testowany w tym samym numerze preamp Conductor firmy Art Audio.Podstawą jego brzmienia jest pełna prezentacja każdego podzakresu, ze szczególnym uwzględnieniem wypełnienia niższej średnicy. Dzięki temu wszystkie płyty, których słuchałem, miały muzyczny sens."
http://www.poltran.com/pl.php4
Podstawą jego brzmienia jest pełna prezentacja każdego podzakresu, ze szczególnym uwzględnieniem wypełnienia niższej średnicy. Dzięki temu wszystkie płyty, których słuchałem, miały muzyczny sens. A to podstawa udanego odtworzenia. Dźwięk jest ciut ciepły i nieco okrągły, ale to może tylko przez porównanie z Lebenem, którego rozdzielczość i precyzja gonią większość innych urządzeń, niezależnie od ceny, do budy. Przez chwilę wydawało mi się, że preamp także jest raczej „leniwy” w prezentacji dynamiki, w czym byłby podobny do przywoływanej Nagry. To ostatecznie urządzenia zasilane z akumulatora, a te mają tendencję do takiego właśnie grania – proszę porównać to z opisem innego fantastycznego przedwzmacniacza Pink Faun Fettle. W tym przypadku udało się jednak w duzej mierze zachować żywość i energię. Pomimo że wyższa góra jest raczej zaokrąglona i w kategoriach absolutnych nieco cofnięta względem średnicy. Nie na tyle jednak, aby cokolwiek homogenizować, jak to się przydarzało np. Luxmanowi C-1000f. ...... Isabella z gracją wskoczyła do mojego systemu i zagrała naprawdę pięknie. Jej charakter związany jest z nasyceniem i pełnią. Na scenie dużo się dzieje, plany są dobrze porozkładane, zaś wszystkie płyty mają do zakomunikowania coś więcej niż tylko suchy – nomen-omen – opis tego, kto, gdzie i kiedy. Nawet dość jasna płyta Bev Kelly Live At The Jazz Safari, niezbyt dynamiczna, jednak bardzo satysfakcjonująca pod względem muzycznym, zabrzmiała koherentnie i spójnie. Co ciekawe, ciepłe płyty nie były syropowate, zaś duże źródła pozorne nie zostały dodatkowo powiększone. Puszczając taką właśnie płytę, My Foolish Heart Eddie Haggins Quartet ze Scottem Hamiltonem, miałem obawy co do tego, czy aby tego dobra, tego intymnego przekazu nie będzie za dużo, czy nie zgubi się gdzieś zwykła rozdzielczość. A tu nie, miła niespodzianka, bo choć rzeczywiście wszystko było ciepłe i bliskie, to w porównaniu z Lebenem po prostu doszło nieco „ciała”, a wszystko było w tym samym miejscu.